Epopeja nowelizacyjna wymaga w tym roku wielu tomów. Czas na cichego brata głośnych tematów (czyli oCITowania spółek komandytowych i podatku estońskiego) – ograniczenia prawa do rozliczaniach strat podatkowych. W skali uszczelnień wydaje się to mało znaczący element, ale jego skutki mogą być szokujące. Artylerzyści mierzyli tym razem w handlarzy spółkami ze stratami podatkowymi, a trafili rykoszetem w spółki giełdowe i wykorzystujących szanse na przebranżowienie.
Dotychczasowe zasady rozliczania straty były dość proste – na jej rozliczenie mieliśmy 5 lat, w jednym roku mogliśmy rozliczyć maksymalnie jej połowę, chyba, że nie przekraczała 5 mln PLN – wtedy rozliczaliśmy ją w rok. Trzeba było uważać tylko na niektóre połączenia i przekształcenia.
Rok 2020 to jednak rok strat. Nie do uniknięcia było zatem ich rozliczanie w przyszłości. Efekt fiskalny był prosty do przewidzenia – dochody budżetu spadłyby nie tylko w tym roku, ale zapewne przez kolejne pięć. A na to zgody być nie mogło.
Mamy więc kolejne uszczelnienie, tym razem finezją przypominające wlewanie betonu do przeciekającej rury kanalizacyjnej. Skuteczność niezaprzeczalna, tylko skutki uboczne dość przykre.
Pierwszy rykoszet trafił chcących skorzystać z okazji do przejęć. Jeżeli połaszą się na okazje do przejęć przedsiębiorstw i w wyniki tego choć częściowo się przebranżowią, to niestety strat nie rozliczą, o ile sfinansowali zakup pieniędzmi otrzymanymi wkładem od wspólników. Ale ciekawostką jest to, że jeżeli te pieniądze pożyczą, to ograniczenia ich nie dotkną. Widać, że zmiana systemowo idealnie współgra ze zniechęcaniem do zadłużania się poprzez ograniczenie możliwości zaliczania odsetek do kosztów podatkowych.
Ale nie to jest najciekawsze – drugi rykoszet trafił w spółki giełdowe. Ustawodawca zapewne chciał ograniczyć handel spółkami ze stratami, więc odebrał prawo do ich rozliczania spółkom, których co najmniej 25% udziałów/akcji jest własnością kogoś, kto nim nie był na koniec roku poniesienia straty. Zamknijmy więc oczy i wyobraźmy sobie – spółka giełdowa kończy rok stratą. W kolejnym roku ogłasza to w swoim raporcie giełdowym. Spanikowani inwestorzy indywidualni ruszają do wyprzedaży i pozbywają się łącznie 25% akcji. Klasyczna panika. Po jakimś czasie kurz opada i chcemy zaśpiewać staropolskie „nic się nie stało”. Ale się stało. Nasza spółka straciła prawo do rozliczenia straty. I to tylko dlatego, że była na giełdzie i zaufało jej wielu inwestorów indywidualnych. Absurd goni absurd.
Nie ma się czym martwić można pomyśleć – prawo nie działa wstecz, więc starych strat to nie dotknie. To jednak raczej prawdą nie jest! Mamy jeden przepis przejściowy, który jest banalnie prosty – nowe zasady obowiązują od nowego roku. Pytacie Państwo co z tym można zrobić? Możliwości są dwie – skarżyć się na niekonstytucyjność zmian albo pisać na Berdyczów. To drugie ponoć bywało skuteczne.
Paweł Podsiedlik, doradca podatkowy, Partner WWP